Gdy zgasił silnik, czym prędzej pomogła wysiąść dwójce

Że to nie był wypadek? W powietrzu wisiało napięcie. Willow była pewna, że Daniel też musi je czuć. Czekała bez ruchu na jego odpowiedź. - Sądziłem, że szczególnie ty powinnaś zrozumieć, co wydarzyło się tamtej nocy - mówił tak cicho, że z trudem go słyszała. - Musiałaś wiedzieć, że... - Daniel! - rozległo się wołanie pani Caird. - Telefon do ciebie! - Już idę, mamo - krzyknął, nie odwracając wzroku od Willow. - To dawne czasy, ale cieszę się, że porozmawialiśmy. Bardzo cierpiałem po śmierci Chada, szczególnie że nie miałem z kim na ten temat porozmawiać. Żałuję, że go nie powstrzymałem, ale w stanie, w jakim się znajdował... Wątpię, by ktokolwiek mógł to zrobić. Zresztą - westchnął - wcale się nie dziwię, że jego rodzina zataiła prawdę. Nie chcieli, by cały świat wiedział, że ich syn wcale się nie potknął, tylko rozmyślnie skoczył. Willow z trudem powstrzymała duszący płacz. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że w głębi serca miała nadzieję, że śmierć Chada była dziełem przypadku. Że potknął się i upadł, http://www.cm-uj.pl/media/ - To proste. - Uniósł dłonie. - Ponieważ St. Charles to prawdziwa perła. Doskonale pasuje do innych moich hoteli. Poza tym wierzę, że ta dzielnica Nowego Orleanu będzie się zmieniać, odżyje. Myślę też, że międzynarodowa klientela będzie wolała piękny stary hotel niż standardowy Holiday Inn czy Sheratona. - Splótł razem palce obu dłoni. - Moim zdaniem St. Charles potrzebuje tylko umiejętnej reklamy, i w Stanach, i za granicą. Mam dobre kontakty z europejskimi biurami podróży. Nie minie pół roku, a będziemy mieli dziewięćdziesięcioprocentową frekwencję. Gloria z trudem ukrywała podniecenie. Odkąd umarł jej ojciec, St. Charles nie miał takich obrotów, chyba że w okresie karnawału. - To bardzo śmiałe założenia, Jonathanie. Spojrzał na nią z pewną miną. - Nie takie rzeczy mam już za sobą. Nie przechwalał się. Zanim zdecydowała się na rozmowę, zebrała dokładne informacje. Jonathan Michaels cieszył się kryształową opinią w branży. Rzetelny, z mocnym kapitałem, miał za sobą wiele sukcesów, uważany był i za uczciwego, i zdecydowanego. Rok wcześniej magazyn „Hotel” uznał go Hotelarzem Roku. Wstał i podszedł do panoramicznego okna, od którego przed chwilą odeszła Gloria. Spojrzał w dół. - Zamierzam kupić w okolicy jeszcze kilka nieruchomości. Gloria uniosła brwi. - Chcesz inwestować w tę martwą dzielnicę? - Mam kapitał. I kocham to miasto. Wierzę w nie. - Założył ręce na piersiach. - Może nie wiesz, ale jestem rodowitym nowoorleańczykiem. Skinęła głową. - Twój ojciec swego czasu pracował w St. Charles. - Jako portier - Jonathan roześmiał się. - Pamiętam, jak odwiedzaliśmy go tutaj z moją matką. Wchodziłem do hotelu z nabożną czcią.

- Zastanawiałem się, czy... naturalnie, nie sugerowałbym czegoś takiego, gdyby sytuacja nie była krytyczna, ale... - mecenas znowu się zawahał, wciąż niepewny, czy powinien kontynuować. - Pomińmy twoje skrupuły - wtrącił Lysander. - Co masz na myśli? - Matrymonium. Odpowiedni związek, markizie. - Małżeństwo! - powtórzył bezwiednie. - Dobry Boże, Thorhill, chyba postradałeś zmysły! Kto, u licha, zwiąże się z człowiekiem mającym niepewne dziewięćset funtów rocz¬nie, a na dodatek górę długów? - A tytuł? Wszak jest pan markizem - przypomniał prawnik. - Śmiem wątpić, czy zaszczyt zostania markizą wart jest tych pięćdziesięciu tysięcy funtów, które miałyby nas wyciąg¬nąć z długów! Nie wspomnę już o pieniądzach potrzebnych na remonty. To szalenie pochlebne, Thorhill, ale jakoś nie mogę sobie wyobrazić, aby aż tak ceniono sobie mój tytuł. Sprawdź poświęcić mu zbyt wiele czasu. Uśmiechnęła się promiennie na widok syna. Mokre włosy opadały mu niedbale na jedno oko, a pognieciona koszulka wychodziła miejscami ze spodni. Tańczył wokół niej, rozsiewając dookoła zapach chloru. W jego szarozielonych oczach błyszczały iskierki podniecenia. - Mamo, czy możemy pójść na hamburgera do Morgan-- tiego? Umieram z głodu! Willow zawahała się przez chwilę. Nienawidziła jedzenia w barach szybkiej obsługi, ale nie chciała rozczarować syna. Jamie tak rzadko o cokolwiek prosił. - Dobrze, ale to wyjątkowa sytuacja. Bar Morgantiego znajdował się zaraz za rogiem, przy skrzyżowaniu