Nieludow oderwał się od ściany, przy której stał, i oznajmił przyciszonym, obojętnym

dziewczyna, która właśnie stukała do książęcych drzwi. Becky nigdy jeszcze nie była tak zdenerwowana. Układała sobie akurat w myśli przemowę do lorda namiestnika, gdy wielkie białe drzwi drgnęły i zaskrzypiały. Na progu stanął kamerdyner o władczym wyglądzie i krzaczastych, siwych brwiach. Dygnęła przed nim niepewnie. - Dzień... dzień dobry panu... ja... muszę się widzieć z księciem. - Doskonale, doskonale, w porządku - zapewnił ją łagodnie. - Proszę wejść i usiąść sobie. O, tam. Spojrzała na niego podejrzliwie. Był zanadto usłużny. Sądziła raczej, że będzie się musiała długo dopraszać o audiencję. - Dziękuję - odparła powściągliwie. Dlaczego on się do niej uśmiecha niby zdziecinniały staruszek? - Tędy, panienko, tędy. Becky weszła za nim do wspaniale urządzonego westybulu. Dlaczego kamerdyner patrzy na nią, jakby była dzikim zwierzęciem w menażerii? Dwaj czujni, muskularni lokaje w liberiach czekali w pobliżu, a służąca w czepku i fartuszku wytrzeszczała na nią oczy. Kamerdyner dał jej jakiś znak i dziewczyna w pośpiechu wbiegła na schody. Działo się tu coś dziwnego. - Prowadzi mnie pan do księcia? - spytała Becky. - Ależ oczywiście - i kamerdyner delikatnie skierował ją ku wyściełanej sofie przy ścianie. - Proszę chwileczkę zaczekać. Zaraz poślemy po jaśnie oświeconego. http://www.butychiruca.pl/media/ - Naprawdę cię kocham! – zaparł się, podchodząc do niego szybko. Adam odepchnął go niedelikatnie, przerażony jego słowami. Może i było to tylko bredzenie zauroczonego nastolatka, ale takie słowa zawsze kojarzyły się brunetowi ze związkiem. A on się ich bał. Przerażała go myśl, że mógłby być uwiązany, że nie mógłby być po prostu wolny. I to był główny powód, dlaczego opuścił wtedy Filipa. Wydawało mu się, że ten ich związek kolegów do łóżka zaczyna przeradzać się w coś więcej. Właściwie sam przywiązał się do Fifiego, to już nie była zwykła przyjaźń, obaj o tym wiedzieli, dlatego właśnie musiał to zakończyć. A teraz ten głupi dzieciak. Nie chciał w ogóle słyszeć takich słów. - Idź już – warknął. Blondyn spojrzał na niego rozczarowanym, smutnym wzrokiem, ale w końcu odwrócił się i wyszedł, a Adam od razu zamknął za nim drzwi,

- Dlaczego? - Bo szanujące się damy tam nie chodzą! Każdy sobie pomyśli, że jesteś moją flamą. - Czym? - No, kochanką. - Naprawdę? - Becky nie zmartwiła się tym zanadto. Czyżby Alec jeszcze nie wiedział, że wcale nie dba o to, co myślą inni? - Nieważne. Przecież mnie ochronisz! Sprawdź - Potrafię docenić piękno - stwierdził, podając jej brandy. Nie wrócił za biurko, wybrał zamiast tego fotel obok niej. - Pani zdrowie, mademoiselle. - I pańskie, monsieur Blaque. - Mogę wiedzieć, w jaki sposób udało się pani poznać moje nazwisko? - Mam zwyczaj zasięgać informacji na temat swoich zleceniodawców. - Ruchem głowy podziękowała za papierosa, którym ją częstował. - Muszę powiedzieć, że ma pan doskonałą ochronę i bardzo oddanych współpracowników. Niełatwo było dowiedzieć się, kto rządzi tym królestwem. - Większości to się w ogóle nie udaje. - Z lubością wciągnął do ust wonny dym cygara. - Dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych. - Inni za swoją ciekawość płacą wysoką cenę - dodał, obserwując jej reakcję. Uśmiechnęła się tylko. James miał rację, była bardzo opanowana. - W raportach wyczytałem o pani same pochlebne rzeczy. - Nie mogło być inaczej. - Cenię pewność siebie. - Ja również. - Chyba mam wobec pani dług wdzięczności. To pani doprowadziła do szczęśliwego finału pewną transakcję z jednym z naszych... śródziemnomorskich sąsiadów. Gdyby ta umowa została zerwana, byłbym, delikatnie mówiąc, rozczarowany.