kobiety.

ostatecznie doprowadziła ich już do samochodu. Kiedy dotarli do półciężarówki, było już całkiem ciemno, a po cieple dnia nie został nawet ślad. Milla była tak przemarznięta, że z trudem mogła chodzić. Powłóczyła nogami niczym starowinka, każdy mięsień dosłownie wył z bólu. Z żalem pomyślała o straconym plecaku, a raczej o płachtach ochronnych, które były w środku. Mogliby owinąć się nimi, wtuliwszy się uprzednio w siebie; w ten sposób najlepiej wykorzystaliby ciepło swoich ciał. Prowiantu też szkoda, posiłek porządnie ożywiłby organizm. Milla pomyślała o kawie, o wielkim, apetycznie parującym kubku pełnym kawy. Albo może gorącej czekolady Czekolada... w dowolnej formie. an43 293 Pomyślała o Diazie i o tym, co zrobią dzisiejszej nocy - o ile uda im się wrócić do hotelu. Dotarli do samochodu dokładnie w tym momencie, w którym Milla stwierdziła, że nie da rady zrobić już ani kroku. Nigdy przedtem widok tej potwornej maszyny nie sprawił jej tak wielkiej przyjemności. http://www.avamed.com.pl 394 -26- Rozmowa z Davidem była bardzo trudna, ale konieczna. Wychodząc z jego biura, Milla wiedziała, że prawdopodobnie nigdy więcej go nie zobaczy Pożegnała się więc, pocałowała w policzek i życzyła udanego życia. - Możesz już nie przysyłać mi pieniędzy - powiedziała, uśmiechając się przez łzy - To był twój wkład w poszukiwania, powód, by nie zarzucać praktyki chirurgicznej. Nie udałoby mi się bez twojego finansowego wsparcia. Dzięki tobie wiedziałam, że nie muszę martwić się o pieniądze i że mam za co dalej szukać Justina. - Ale co teraz poczniesz? - zapytał stropiony. - Będę robić to co dotychczas, jak sądzę. Szukać zaginionych

62 - Nie przepuszczam żadnej awantury. - No, dość chłopaki, dajcie spokój - wtrącił się Sędzia, rozkładając ręce w geście łagodnej prośby, ale z jego oczu biła wściekłość. Jego żona, Geraldine, podeszła szybko do pianisty, udzieliła mu instrukcji i po chwili w parnym nocnym powietrzu rozległy się dźwięki In the Mood. - Zapłacicie za to, obaj - zapowiedział pastor Spears i poprowadził żonę i córkę przez tłum. - Sąd Ostateczny jest blisko. Brig prychnął. - No to do zobaczenia. - Wziął winogrono z sąsiedniego stołu i wsadził sobie do ust. Spojrzał na brata. - Chłopie, nie masz pojęcia, jak robić wrażenie. - Przestań. - Chase niecierpliwie zanurzył palce we włosach. - Chyba właśnie poderżnąłem sobie gardło. - Spojrzał na prawników, którzy pracowali dla Jake’a Berticellego, ale oni zdążyli odwrócić wzrok. A do cholery z nimi! - Może nie - pocieszył go Brig. - Może niektórym spodoba się krewki prawnik, który potrafi postawić się temu nadętemu dupkowi. - Ale niektórym się nie spodoba. - Ludzie powrócili do przerwanych rozmów. Chase trochę się rozluźnił. - Chyba zostałem sam. Mary Beth obejrzała się przez ramię, ale ostro ponaglona przez matkę, przyśpieszyła kroku. - Jej strata. - A co z tobą? Gdzie Anioł? Brigowi lekko zadrżały usta. - Angie? W łazience. - Pomyślałem, że może mógłbym z nią zatańczyć. - Będziesz się musiał ustawić w kolejce. - Brig wyjął papierosy z kieszeni. Miał rację; nie powinien tu przychodzić. - Martwisz się tym? Brig wyjął camela. - Wszystkim się martwię. Osłonił koniec papierosa i zapalił. Zobaczył, że przy różanym ogrodzie porusza się biała suknia. Zakotłowało się w nim, bo rozpoznał Cassidy z jakimś chłopakiem, Rustym jakimś tam. Rusty najwyraźniej miał ochotę na rozmowę, ale Cassidy chyba chciała, żeby zostawił ją w spokoju. - Interesuje cię młodsza? - spytał Chase. Brig wypuścił z niesmakiem chmurę dymu. - Młodsza, to niby kto? - Nie obrażaj mnie i nie rób ze mnie durnia. Wiesz, o kim mówię. O Cassidy Buchanan. Rozglądałeś się za nią, jak tylko wszedłeś, chociaż u twojego ramienia wisiała jej siostra. Kiedy zobaczyłeś, że tańczę z Cassidy, wyglądałeś jakbyś chciał mnie pobić. - Jesteś dla niej za stary. - Ty też. - Ale ona mnie nie obchodzi. - Akurat. - Chase podrapał się w brodę. - Lepiej uważaj, Brig. Siostrom może się nie spodobać, że facet nie potrafi się zdecydować. A przy okazji, ona się o ciebie martwi. Twierdzi, że Jed i Bobby chcą cię sprać. - A czy to nowina? - Brig nie przejął się. - Jej na tobie zależy. - Powiedziałem ci, że nie interesuje mnie żadna z córek Buchanana. - Jasne - przytaknął mu Chase z nieskrywanym sarkazmem. - A ja jestem pierwszym kandydatem do kanonizacji na liście pastora Spearsa. Cassidy poczuła ciepłą dłoń na ramieniu. Zamknęła oczy. - Zatańczymy? - Palce Briga rozpaliły jej skórę. - Nie - rzuciła szybko. - Lepiej idź stąd. Jed i Bobby wykopali topór wojenny. - Słyszałem. Odwróciła się i spojrzała na niego błagalnie. - Oni są niebezpieczni. - Tylko dużo gadają. To smarkacze. - Tylko im tego nie mów. - Więc jak, zatańczymy? Serce zabiło jej mocniej, ale natychmiast sobie przypomniała, że Angie ma zamiar za niego wyjść. Jej marzenia prysnęły. - Chyba nie. 63 - Z Chasem zatańczyłaś. - Wykręcił mi rękę. Brig się uśmiechnął. - A więc tak z tobą trzeba? - Zacieśnił uścisk. Serce łomotało jej jak szalone. On chciał z nią być. - A co... co z Angie? - Odwróciła się do niego twarzą. Miał dziwny wzrok, jakby był na torturach. - Jej karnet tańców jest już pełen. - Myślałam, że chce być z tobą. Do końca życia. - Poczeka. Zamiast zaprowadzić Cassidy na parkiet, zaciągnął ją za gęste zarośla, do ogródka i wziął ją w ramiona. Czubkiem palca podniósł jej brodę, zaklął, a potem przywarł ustami do jej warg. Smakował tytoniem i wódką. Trzymał ją tak blisko siebie, że czuła kształt jego napiętego i czekającego ciała. Zamknęła oczy i przylgnęła do niego. Całowała się z nim namiętnie. Serce waliło jej jak młotem, nie mogła oddychać, nic nie słyszała i nie była w stanie myśleć. Głęboko w niej obudziło się palące pożądanie. Muzyka ucichła, a cienie wokół nich stały się ciemniejsze. Trzymał ją przy sobie, całował łakomie i przesuwał dłońmi po jej plecach, gładząc jej skórę. Oderwał od niej wargi. W jego oczach znowu pojawiło się cierpienie. Brig dotknął czołem jej czoła i westchnął. - Nie, nie, nie. - Co? - Była oszołomiona i podniecona tym, że ją znalazł, zaciągnął do ogrodu i przytulał, choć pewnie tego nie chciał. Teraz walczył sam z sobą. - Chciałem ci powiedzieć, że to koniec. - Koniec czego? Westchnął ciężko. Spojrzał jej w oczy. Poczuła paraliżujący strach. - Wszystkiego. To, co jest między nami, jest złe. Oboje o tym wiemy. Ty chcesz rzeczy, których nie mogę ci obiecać, a mimo to jestem gotów ci je obiecać. Do diabła, Cass. Nie jestem dla ciebie odpowiedni. Nie powinniśmy nawet o tym rozmawiać. Usiłowała zaprotestować, ale on potrząsnął przecząco głową, zanim zdążyła wydobyć z siebie słowo. - Przestaję pracować dla twojego ojca. Nie! - Ale dlaczego...? - Są pewne rzeczy... - załamał mu się głos. Spojrzał w niebo, po którym bezgłośnie przesuwały się chmury, zasłaniając gwiazdy. - ...rzeczy, których o mnie nie wiesz. Rzeczy, których nie chciałabyś wiedzieć. Rzeczy, które... - Nie obchodzi mnie to. - Mylisz się. - Wiatr poruszył gałęziami nad ich głowami i uniósł szept Briga. W ciemności wyglądał na starszego niż w rzeczywistości. - To mi powiedz i pozwól, żebym sama osądziła. Ale nie chciała wiedzieć. To znaczy nie chciała słuchać ohydnego wyznania o tym, co robił z Angie. O tym, że od tygodni są kochankami, że zabawił się z Cassidy i popełnił wielki błąd. I że ożeni się z jej przyrodnią siostrą. Z przerażeniem uświadomiła sobie, że on się zakochał w Angie. Nie tylko dał się jej uwieść, ale sam się w niej zakochał. Jak wszyscy inni. - Jesteś za młoda, Cass. - A ty się boisz. - Odsunęła się od niego. Czuła się poniżona i upokorzona. Gorące łzy zaczęły ją palić w oczy, a potem popłynęły po policzkach. - Boję się? Czego? - Mnie. - Wbiła kciuk w swoją kruchą klatkę piersiową. Chwycił ją dużymi dłońmi za nadgarstek. Uśmiechnął się sardonicznie, ale nie zaprzeczył. - Chciałem się tylko pożegnać. Poczuła się odrzucona. Jej dziewczęce marzenia prysnęły. Wyszarpnęła rękę z dłoni Briga. - Idź do diabła - powiedziała szeptem, zaskoczona swoją porywczością. Odwróciła się i zniknęła w ciemności. - Wierz mi, że już tam jestem. Słowa Briga pomknęły za nią, ale się nie zatrzymała. Nie słuchała. Myślała tylko o tym, jak przebiec przez ogrody w tych cholernych szpilkach. Dałaby wszystko, żeby cofnąć czas. Żeby nie znać Briga McKenzie, nigdy go nie pocałować i nie być tak głupią, żeby oddać mu serce. 9 Łup! Ból mało nie rozsadził głowy Briga. Tętniło mu w skroniach. Spadł z motoru. Upadł twarzą na ostry żwir. Harley 64 Sprawdź i pieniądze. Chłopak wskoczył za kierownicę i odjechał bez zwłoki. - Bracia? - spytała Milla. - Nie moi. - Chodziło mi o to, czy ci dwaj od samochodu są braćmi? - Możliwe. Mieszkają w jednym domu. Ale mogą być tylko kuzynami. Milla i Diaz przeszli przez most graniczny do El Paso i wsiedli do samochodu Diaza. - Dokąd? - zapytał. - Z powrotem do biura czy do domu? - Do domu - chciała się przebrać, tym bardziej że po posiłku spódnica opinała ją jeszcze mocniej. - A potem, jeśli byłbyś tak miły, do biura. Jeśli nie masz czasu, wezmę taksówkę. Chciała zabrać spod biura własny samochód, musiała jakoś tam