stronę.

- Nie chciałem cię skrzywdzić. To ostatnia rzecz, jakiej mógłbym chcieć. - Na moment odwrócił wzrok. - Powiedziałem prawdę. Stało się, już tego nie zmienię. - I pewnie zaraz powiesz, że to była pomyłka, błąd, żebym o wszystkim zapomniała? Że chcesz, żebyśmy dalej byli razem, tak? - Nie potrafiła ukryć, że ma jeszcze wątłą nadzieję, że Santos przytaknie. Jeśli nadal jej pragnął, jeśli chciał z nią być, gotowa była mu wybaczyć nawet zdradę. Nie odpowiedział. Jego milczenie było jednoznaczne. Liz poczuła się jak kretynka. Niepotrzebnie, zupełnie niepotrzebnie otworzyła się przed nim. - Nie powinnam była ci ufać. Nie powinnam była wierzyć, kiedy zapewniałeś, że ona cię nie obchodzi. - Bo mnie nie obchodzi. Zrozumiałem tylko, że nam się nie uda. - Nam? - Nam, tobie i mnie. Wcześniej czy później odszedłbym od ciebie. A przecież... nie chcę cię krzywdzić, Liz, naprawdę. Liz coraz bardziej nienawidziła tej kobiety. Gloria St. Germaine odebrała jej szansę zdobycia wykształcenia, przekreśliła jej przyszłość. A teraz ukradła mężczyznę, którego Liz kochała nad życie. Jaki łup jeszcze weźmie? Restaurację? Powietrze, którym oddycha? Jakby czytając w jej myślach, Santos ujął ją za ramię i delikatnie odwrócił do siebie. - Uwierz, Liz, ona nie ma tu nic do rzeczy. To tylko nasza sprawa, wyłącznie nasza. W naszym związku Cze goś brakuje. Gloria nie ma z tym nic wspólnego. Walczyła ze łzami, walczyła z całych sił, by nie dać się upokorzyć jeszcze dotkliwiej. Gdyby wiedziała, że przekona go błaganiami, klęczałaby przed nim teraz. Ale i to byłoby na nic. Wciągnęła głęboko powietrze. - I co teraz, detektywie? - Cholernie mi przykro, Liz. Tak strasznie głupio. Nawet nie wiesz jak. Chciałbym... chciałbym, żebyśmy zostali przyjaciółmi. - Santos, o czym ty mówisz? Ja chcę być z tobą na zawsze, oddaję ci swoje życie, a ty proponujesz... - urwała. - Przepraszam. - Wyciągnął rękę, odtrąciła ją. - Gdybyś naprawdę nie chciał mnie skrzywdzić, nigdy więcej byś się z nią nie zadał. Opowiadałeś, jak bardzo jej nienawidzisz, ile bólu ci sprawiła... Kłamałeś. Wszystko, co mówiłeś, było kłamstwem. - Nie - pokręcił głową. - Nigdy cię nie okłamałem, Liz. Nigdy. http://www.autoczescikepno.pl ona teŜ nie. Tak, znowu złamali zasadę; dla niego nie ma to znaczenia, bo on zamierzał ją łamać. Nie przeszkadzały mu teŜ ich zawodowe więzi, które zresztą niebawem przestaną istnieć. Zdawał sobie jednak sprawę, Ŝe moŜe popełnić największy w Ŝyciu błąd. Ale pragnął jej - ta kobieta w jego ramionach, w jego łóŜku. .. Chciał, by poznała go, posiadła najbardziej intymną wiedzę o nim, i chciał zdobyć taką wiedzę o niej. - Spójrz na mnie, Alli - wyszeptał. Trwało to chwilę, ale podniosła głowę i napotkała jego spojrzenie. - Powiedz mi, co widzisz. W milczeniu badała wzrokiem jego twarz. I widziała bardzo przystojnego męŜczyznę; męŜczyznę o wielkim sercu i wielkich zasobach miłości, którą rozpaczliwie pragnął ukryć. MęŜczyznę, umiejącego kochać, jeśli sam pozwolił sobie na tę miłość. Umiejącego nie okazywać emocji. Ale, co najwaŜniejsze i czego była

Stało się. Ciężkie, bolesne słowa zostały wypowiedziane i nikt nie miał wątpliwości, co naprawdę znaczą. Jackson spojrzał zdziwiony na Santosa, po czym odchrząknął. - Muszę zadzwonić. Dzięki za żarcie, Liz. Pogadamy później. Na pewno. Jeżeli go jeszcze zobaczy. Bąknęła Jacksonowi coś na do widzenia i odwróciła się do Santosa. - Co się dzieje? Westchnął. Wciąż unikał jej wzroku. - Chciałem do ciebie zadzwonić. Musimy porozmawiać, ale... nie teraz i nie tutaj. Sprawdź - Erika nie moŜe jechać, bo śpi i nie naleŜy jej budzić. Jest nieznośna, jak przeszkadza się jej w wypoczynku. - Popatrzyła na Marka. - Nawiasem mówiąc, Mark chciałby chyba z kimś porozmawiać. Alli spojrzała na Marka ukradkiem - uśmiechał się, jakby wiedział, do czego zmierza pani Sanders. Toczyła się jakaś gra, której reguł Alli nie znała. - Pójdę tylko po kurtkę - powiedziała. Nie patrząc ani na Marka, ani na panią Sanders, wyszła z kuchni. Zeszło jej trochę dłuŜej, bo poprawiła fryzurę, podkreśliła szminką linię ust. Zmieniła teŜ bluzkę, bo Erika podczas śniadania poplamiła ją niechcący. Przed wyjściem spojrzała w lustro i uznała, Ŝe wygląda całkiem przyzwoicie. Postanowiła zajrzeć jeszcze do Eriki. Zatrzymała się w progu na widok Marka, który stał przy łóŜeczku i wpatrywał się w śpiącą dziewczynkę.