- powiedziała Malinda wyciągając ku niej rękę.

– Witaj, Julianno. Cofnęła się instynktownie, szukając dłonią klamki, chociaż wiedziała, że John już nigdy nie pozwoli jej uciec. Wziął pistolet i machnął nim w jej stronę. – Odsuń się od drzwi. Po tym wszystkim, co tu się stało, nie chciałabyś chyba niepokoić sąsiadów. Posłuchała go, czując, że serce zaraz jej wyskoczy z piersi. – O co chodzi, kochanie? Nie cieszysz się, że mnie widzisz? – Jeszcze jeden uśmiech. – Nie jesteś chyba zaskoczona. Zostawiłem ci prezent. – Zabiłeś... Richarda. – Owszem. Dlatego, że zabrał to, co do mnie należało, Julianno. Nie mogłem tego tolerować. – Skinął dłonią. – Podejdź bliżej. Z oczami pełnymi łez spełniła jego polecenie. Nogi miała jak z waty. W końcu stanęła przed nim ze spuszczoną głową. – Popatrz na mnie. – Gdy uniosła głowę, dodał rozkazująco: – Uklęknij. Łzy płynęły po jej policzkach strumieniami. Nie chciała umierać w tak poddańczej pozie, ale nie miała wyboru. Myślała tylko o tym, kiedy John ją zastrzeli i gdzie trafi kula. http://www.amatorzyna.pl/media/ Kiedy przed chwilą Amanda Newton wspomniała o osiemnastu dolarach, Laura sądziła, że chodzi o pieniądze, jakie dostaje od klientów agencja. Stawka dla opiekunek była zawsze taka sama - dziewięć dolarów za godzinę - i właśnie tyle spodziewała się zarabiać również tym razem. Ale w kleceniu wyraźnie widnieje osiemnaście dolarów. - To nie pomyłka? - pyta, pokazując palcem cyfry. - Nie. Pani Greenwood płaci podwójną stawkę. - Fantastycznie. - Laura nie wierzy własnemu szczęściu. - To naprawdę masa pieniędzy. - Pod warunkiem, że je zobaczysz. - Nie rozumiem... Paznokieć Sandry Murciano, o idealnie prostokątnym kształcie, wskazuje dopisek na dole kartki, którego - jeśli Laura sobie dobrze przypomina - w po przednich zleceniach nie było. Przysuwa ją więc do siebie i czyta. „Honorarium nie zostanie wypłacone zleceniobiorcy, jeśli ze swojej winy będzie się opiekował dzieckiem zleceniodawcy krócej, niż zostało to ustalone”. - Co ten punkt właściwie oznacza? - Proste - mówi Sandra Murciano, wzruszając ramionami. - Jeśli ustalisz z panią Greenwood, że opiekujesz się jej córka przez, na przykład, pięć godzin, a wyjdziesz po godzinie albo nawet po czterech, nie dostajesz ani grosza. - To chyba oczywiste. Jeśli się z kimś umawiam, że zajmuję się jego dzieckiem przez ileś godzin, to przecież nie mogę wyjść wcześniej i zostawić dzieciaka bez opieki. - No, nie wiem, czy akurat w tym wypadku jest to takie oczywiste. - W oczach Sandry Murciano nagle odmalowuje się przerażenie, jakby zobaczyła karalucha, włochatego pająka albo inne paskudztwo. Laura podąża za jej wzrokiem i domyśla się, co wzbudziło w niej takie obrzydzenie. Paznokieć w serdecznym palcu sekretarki ma jakiś feler. Laura go wprawdzie nie widzi, ale Sandrze Murciano nie daje on spokoju na tyle, że natychmiast robi z nim porządek. Wyjmuje z torebki przybory do manikiuru, które schowała po wyjściu szefowej, i najpierw piłuje, a potem poleruje paznokieć - Nie rozumiem, co pani chciała powiedzieć - mówi Laura, kiedy wydaje się jej, że kobieta skończyła.

- Muszę dokończyć tę robotę - odpowiada matka. Laura całuje ją na dobranoc w policzek, a idąc do swojego pokoju, myśli o tym, jak dzielna jest jej matka. Po dziewiętnastu latach wróciła do firmy, w której pracowała, zanim ją urodziła. Dawna asystentka, która w tym czasie zdążyła awansować, teraz jest jej szefową. Laura potrafi sobie wyobrazić, jak trudno jest mamie zaczynać od początku, i jest z niej dumna. 9 Gdy Laura parkuje przed domen Greenwoodów, jest już prawie południe. Oddycha z ulgą, że zdążyła dojechać na czas. Wstała na tyle wcześnie, że nie powinna mieć z tym problemów, ale wychodząc z domu, pomyślała, że przydałoby się znaleźć dla Grace jakieś baletki. Wiedziała, że są w jednym z pudeł piętrzących się w przybudówce. Nie miała jednak pojęcia, że znalezienie tego właściwego zajmie tyle czasu i że będzie musiała przekraczać dozwoloną w mieście prędkość, żeby nie spóźnić się do Greenwoodów. Wyskakuje z samochodu, bierze torbę, na dnie której leżą trzy pary starych, ale nieużywanych baletek - któreś z nich muszą pasować na Grace - i biegnie do drzwi. Czekając, aż ktoś jej otworzy, zastanawia się, czy warto było zadawać sobie tyle trudu i ich szukać. Na ile zdążyła wczoraj poznać Grace, jej zapał do uczenia się tańca klasycznego mógł się przez noc rozwiać równie szybko, jak się pojawił. Sprawdź - Ale... co powie tatuś? W głosie Kelly zabrzmiał strach. Richardowi bardzo się to nie spodobało. Nie chciał, żeby dziecko się go bało. - Tatuś uważa, że to doskonały pomysł. Kłamczucha, pomyślał. Nie widział uśmiechu Kelly, ale czuło się go w powietrzu w całym domu. Laura starała się ze wszystkich sił zrobić z niego w oczach córki bohatera. - Czy to ona czy on? - zapytała Kelly pełnym niewiedzy szeptem. Rozległ się chichot i wreszcie padła odpowiedź: - To dziewczynka, kochanie. Trzy kobiety w domu! Żaden mężczyzna nie wygra z taką drużyną. Oparł się o framugę okienną i nadstawił uszy. Chciał