Suka położyła się posłusznie, łeb ułożyła między wyciągniętymi

Rolar ścisnął zęby, krew nabrzmiała mu w skroniach, lecz zmilczał. Kamień spadł mi z serca - chleb jedli wszyscy, i od kupionego w Brasie żuczkojada nikomu nic się nie stało. Smółce, oczywiście, dowierzałam, lecz leszy wie co mnie czeka? Rolara i Orsanę ona widziała każdy dzień, lecz od rana jakoś to dziwny na nich krzywiła się i starała się trzymać nieopodal mnie. Oczywiście, pewnie nie podobał jej się koci zapach, który odczuwałam nawet ja. Prawdopodobnie, w nocy koty dokonały podłej dywersji i zaznaczyły moim przyjaciołom buty z cholewami, przy czym tak sumiennie i obficie, że napomykać im o tym było wielce nietaktowne. Dzieci i bez tego były w złym nastroju. - Z rusałkami jest problem. - pochmurnie dodał gnom, starając się nie patrzeć na załamanego Rolara, - pozrywali z trakenami wszystkie mosty, wpław i w bród przepłynąć nie dają, topią bez gadania. Wzdłuż rzek tam narobili, nawtykali desek z napisami, o jakichkolwiek rokowaniach słyszeć nie chcą. Leszy wie, co ich naszło. Wampir w gniewie stuknął w stół pięścią, zrobiwszy długą szczelinę wzdłuż deski: - Jakiego ghyra?! Gdzie patrzy ten przeklęty Danawiel? - Ja jego dawno nie widziałem. Nikt nie widział. Ty wiesz, że on i bez tego niechętnie gadał z lądowymi, wszyscy się dziwili, jak udawało ci się z nimi żyć w zgodzie. Niepotrzebnie odjechałeś, Rolar. Ty jedyny, kogo ona choć czasem słuchała. Na tobie trzymało się wszystko... - Dosyć - wampir raptownie wstał, nieomal wywróciwszy krzesło. -- Jedziemy do Arlissa. Natychmiast! Sądzę, że nawet gdyby nam przyszło do głowy zacząć się sprzeciwiać, on nie nawet nie spojrzałby w naszą stronę. *Kar′ka – imię domokrążcy, najpewniej zaczerpnięty z języka gnomów, choć bardzo podobne do alladara wampirów. *chomut – ehhh… naprawdę nie wiem, co to za rzecz, zgaduje, że ubiór, bo Kajel też to miał. No nic, zasięgnę porady u koleżanki. *„Co więcej, jak Władczyni dach zabrali, tak i u pozostałych czegoś w domu brakuje!” – Jakaś przenośnia albo przysłowie. Nie odnosi się do treści, chyba, że Marinka tłumacząc dla Fabryki połapie o co chodzi. *” I jabłka śliczne robią - ponuro potaknął Rolar” – Tu trzeba jasnowidz, by odgadnąć sens… http://www.airportservices.com.pl kolejnej trasy połączonej z pokazami kulinarnymi. - Wszystko w porządku? - spytała Susan Lizzie, kiedy czekały na kawę. Sama zdążyła już unicestwić sernik z sosem jagodowym, a Lizzie nadal skubała niespiesznie swoją porcję. - Tak. Po prostu za bardzo się najadłam. - Bo wydajesz mi się trochę... przygnębiona. Lizzie wzięła kieliszek z winem i rozejrzała się po ruchliwej i bezwstydnie luksusowej restauracji. - Nie to, że przygnębiona. Tylko trochę mnie przerażają te plany. - To akurat rozumiem.

roku, dość krótko. - Mogę zobaczyć? - Ależ proszę - Clare zrobiła jej miejsce. - Może mam to pani wydrukować? - Tak, proszę. - Shipley, nie siadając, pochyliła się, żeby odczytać informację z ekranu. - Niewiele tego. Sprawdź - Tumanie. – powiedziałam zmęczona, przysiadając się na najbliższym łóżku i chowając twarz w dłoniach. - Się ledwie na nogach trzymam, a ona jeszcze przebiera - szkodliwy, pożyteczny... Przyjaciółka przestała przeklinać i ulokowała się obok. Pchnęła mnie leciutko ramieniem: - Co się stało? Ona nie chcę ci pomóc? - Przeciwnie. Nawet wyraziła życzenie być obecną, by wszystko przeszło jak trzeba. -- przekrzywiłam się na świecę i ta zgasła. Ćmy trysnęły we wszystkie strony, zaczynając lot, i dalej szeptałyśmy między sobą w miejscu niewidocznym z ulicy. - Doskonale! - Wątpię. Zbyt lekko poszło, czuję jakiś podstęp. - W Arlissie nie jesteśmy potrzebni, to prawda. - Orsana mocna poskrobała ślad po ukąszeniu komara na nadgarstku. -- Nie nazwali nas niewolnikami, lecz gośćmi na pewno nie jesteśmy. Szybciej, cennymi zakładnikami w obozie wojennym, przy czym z kim oni wojują jest dla nas niezrozumiałe, chyba po prostu komuś podpadliśmy. - Słusznie. Co więcej, - zamierzają nas cały czas pilnować, i wiem nawet jak, lecz nic nie mogę zrobić. Boję się, że pozostaje nam tylko obserwować rozwój zdarzeń... - Zanim będzie za późno - niecierpliwie oberwała mnie Orsana. -- A gdzie Rolar? Wiesz jakie ma tu sprawy? - Nie. Przecież zaprowadzili go gdzieś razem z tobą! - Nas prawie od razu rozwiązali i wypuścili. Powiedzieli, byśmy siedzieli cicho i czekali na ciebie, ale w tym samym czasie zmieniali ochronę i on zwiał. Myślisz, że nie mógł... - ...Zwabić was w pułapkę? - Rolar lekko skoczył przez parapet. -- Nie. Wpadłem w nią razem z wami. Mam złe nowiny, koleżanki. Wampir rzucił mi jakiś przedmiot, który rozpoznałam zanim jeszcze zdążyłam złapać. To była złota obręcz Lena.