- Spóźniłaś się - zdołała wykrztusić, kładąc rękę na piersi.

- T - tak, milordzie. Minęła zaledwie godzina od rozstania z Alexandrą, a już pragnął ją znowu zobaczyć. Tęsknota za jej głosem i dotykiem była dla niego czymś nowym. Zawsze sądził, że miłość oznacza zniewolenie, a nie potrzebę stałej obecności ukochanej osoby. Odkrycie, że się mylił, jednocześnie go cieszyło i przerażało. Gdy drzwi salonu się otworzyły, podniósł wzrok; Diuk Monmouth był wysoki i grubokościsty. Kiedyś z pewnością onieśmielał ludzi samym wyglądem, lecz z wiekiem stracił trochę ciała. Teraz najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy, że bez dawnej masy podkreślającej słynną nieprzystępność wygląda jak swój własny cień. Ciekawe, od jak dawna Alexandra go nie widziała. - Nie zamierzam przyjąć do swojego domu jej ani żadnego bękarta, którego pan jej zmajstrował - oświadczył bez wstępów. Lucien uniósł brew. - Dzień dobry, wasza miłość. - Przeniósł spojrzenie na niższą postać, kryjącą się w cieniu diuka. - Czy nie wspomniałem, że chodzi o prywatną audiencję? - Dobrze, że w ogóle wpuszczono pana do tego domu - warknął Virgil Retting, bardzo odważny przy groźnym ojcu. - Przepraszam, czy mam się zwracać do lorda Virgila? - zapytał Lucien, z trudem powstrzymując uśmiech. Od niedawna wiedział, że uprzejmość to potężna broń. Sam się o tym przekonał. http://www.agrolinia.org.pl/media/ Dwa razy w ciągu koncertu wyjęła list z kieszeni, ale zaraz chowała go z powrotem. Wstała, gdy tylko Jane Hantfeld skończyła grać Haydna. Słońce chowało się za wierzchołkami drzew. Właściwie był już wieczór. - Panno Gallant - zaczepiła ją Elizabeth Banks, jedna z nauczycielek. - Mam nadzieję, że opowie nam pani dzisiaj przy kolacji o swoim tajemniczym hrabim. Dziewczęta oszalały na jego punkcie. - Trochę mnie boli głowa. Chyba nie zejdę na kolację. Proszę przeprosić ode mnie pannę Grenville. - Oczywiście wiedziała, że nikt nie uwierzy w jej wymówkę. Wszyscy uznają, że rozpacza w swoim pokoju nad utraconą miłością. Cóż, właśnie to zamierzała robić przez cały wieczór. Ktoś z personelu przyniósł jedzenie Szekspirowi. Kiedy zapaliła lampkę i sięgnęła po list, pies go obwąchał i zaszczekał, merdając ogonem. Podrapała go za uchem. - Poznajesz Luciena, prawda?

Hope zmrużyła oczy. O kogokolwiek chodzi, powinna niezwłocznie zająć się sprawą. Najwyraźniej była zbyt pobłażliwa dla córki, lecz teraz czas ukrócić amory. - Bebe, kochanie, powinnaś chyba wracać do szkoły. Dziękuję ci za informację. Bardzo mi pomogłaś. - Cieszę się, że mogłam się na coś przydać. - Dziewczyna nie potrafiła ukryć satysfakcji. Omal nie zacierała rąk, taka zdawała się zadowolona z siebie. - Nie chciałabym, żeby Gloria i Liz miały z tego powodu kłopoty, rozumie pani. Byłoby mi przykro, gdyby przeze mnie... - Nawet o tym nie myśl. - Hope odprowadziła ją do drzwi. - Zajmę się wszystkim. - Spojrzała Bebe prosto w oczy. - I wszystkimi. ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY DRUGI Sprawdź dziewczyny na pastwę kuzyna, choć niewykluczone, że Kilcairn postanowił żerować na jej współczuciu. Hrabia nie sięgnął po jeszcze ciepły numer „London Timesa” leżący przy jego łokciu, tylko posmarował chleb masłem i rozparł się na krześle, patrząc na nią takim samym wyczekującym wzrokiem jak Rose. Alexandra spojrzała na nową podopieczną, żałując, że nie może być z nią sama podczas pierwszego decydującego spotkania. Dziewczyna miała śliczną twarz, ale całą uwagę patrzących przyciągała krzykliwa suknia. Sądząc po reakcji Kilcairna, nie była to pierwsza klęska Rosę, jeśli chodzi o ubiór. Trzeba będzie przejrzeć jej garderobę. Uśmiechnęła się miło. - Proszę mi powiedzieć, panno Delacroix, co najbardziej pani w sobie lubi? - O, rany. - Młoda dama poczerwieniała. - Mama twierdzi, że moją najcenniejszą rzeczą jest wygląd. - Mogłabyś wyrażać się ściślej - wtrącił hrabia, unosząc brew. - Wygląd to twoja